Nasz Facebook Google plus Twitter

niedziela, 25 sierpnia 2013

"Człowiek człowiekowi bogiem,człowiek człowiekowi wilkiem, człowiek człowiekowi człowiekiem"

Materiał: trobal.pulawy
Jest pewne miejsce na stałe wpisane w historię Polski. Miejsce, w którym przechodzeń zatrzyma się na chwile i z modlitwą na ustach wykona znak krzyża. Znajduje się u niewielki cmentarzyk prawosławny, a w nim kilka zbiorowych, pamiątkowych grobów. Na środku stoi monument grobowy wykuty w zimnym marmurze na wzór ambony. Wydaje się mało ważny. Wiele razy ludzie traktują go z chłodną obojętnością.
Czasami ktoś zatrzyma się jednak, zainteresuje i spojrzy na groby i kamienną ambonę. Znajduje się tam pamiątkowa tablica stworzona na wzór otwartej księgi, a na niej data 6 Czerwca 1945 roku. Jest to dzień dokonania okrutnego mordu we wsi Wierzchowiny.


Historia, która rozegrała się na oczach mieszkańców nieodwracalnie zachwiała spokój miejscowości. Mało kto z obecnie żyjących mieszkańców pamięta makabryczne chwile tamtego okresu. Rzadko słyszy się wypowiedzi na temat wydarzeń, które wstrząsnęły mieszkańcami do tego stopnia, że najchętniej zostały by wymazane z pamięci. Obecnie na barkach starych, pogrążonych w smutku ludzi spoczywa odpowiedzialność przekazania następnym pokoleniom tragicznej opowieści. Wydarzenia rozegrały się 68 lat temu. Był piękny, ciepły dzień kiedy niezidentyfikowany oddział wkroczył do Wierzchowin, siejąc panikę i strach. Żołnierze chodzili od domu do domu wyszukując wszystkie osoby wyznania prawosławnego. Krążą opowieści o tym, jak każdemu z osobna kazano odmawiać pacierz po Polsku. Przynależność do kościoła grecko-katolickiego oznaczała życie, do innej wiary - śmierć.

     Czy to możliwe, że człowiek mógł dopuścić się tak strasznej zbrodni? Niestety. Ludzie wciąż dają nam pokaz swoich okrutnych możliwości. Mimo ciągłego rozwoju technicznego patrząc na pogromy ludności w Afryce czy np. w takich państwach jak Irak mamy wrażenie, że równocześnie postęp cywilizacyjny nie drgnął od czasów wojny. Jak bardzo trzeba podupaść, aby z bronią w ręku atakować bogu ducha winną ludność? Na to pytanie do dnia dzisiejszego nie ma jasnej odpowiedzi. W czasie mordu w Wierzchowinach nieokreśleni sprawcy wymordowali 194 osoby i tylko kilkanaście zdołało uciec od zagrożenia. Wśród ogromu trupów dostrzec można było rosłych mężczyzn ale również masę kobiet i dzieci, których matki nie potrafiły uchronić przed śmiertelną dawką ludzkiej niesprawiedliwości.


     Kierując się dalej w stronę Chełma dostrzec możemy kompleks pałacowo-ogrodowy, na którego terenie znajduje się szkoła podstawowa z 1966 roku, tzw. ''tysiąclatka" oraz stara gorzelnia. Szkoła znajduje się na posesji dawnych hrabiów Smorczewskich, do których należały niegdyś te tereny. Na pewno nawet w najmniejszym stopniu nie przypuszczali oni, jaki los spotka po latach ich pracowników. Wiadomo jednak, że ich również dotknęła klęska. Przed drugą wojną światową tragicznie zginął ostatni zamieszkujący miejscowość hrabia. Jedynymi pozostałościami po dawnej świetności rodu są wymieniona już gorzelnia oraz znajdujące się na terenie szkoły pałacyk i stara lipa posiadająca już status pomnika przyrody. Obecnie wszystko pogrążone jest w ruinie. W tym miejscu łączy się historia kilku pokoleń. Na jednej, rozległej posesji znajdują się obecnie szkoła oraz dawna rezydencja. Wspólnie zarastają mchem, ponieważ budynki zostały zamknięte i już od kilku lat nie są prowadzone na ich terenie żadne działania. 


     Budynek szkoły połączony jest ściśle z klęską 1945 roku. Miał upamiętniać wydarzenia minionych lat. W środku umieszczono nawet pamiątkową tablice, w której podano sprawce mordu, zresztą bardzo niewiarygodnego. Istnieje wiele wersji makabrycznego zdarzenia. Ciężko jest jednak dociec prawdy ponieważ w sprawie wynikły ogromne niejasności. Ktoś z całych sił próbował zatuszować poszczególne fakty i uczynił to bardzo skutecznie, ponieważ do dnia dzisiejszego nie znaleziono winnego masowego ludobójstwa. Motywem mogła być wrogość wobec Ukraińców lub chęć skłócenia ich z Polakami, co w tamtych czasach władzom było bardzo na rękę. Sprawca pozostał nie ujawniony. Nie ważne jednak jakie ugrupowanie czy armia zadała śmierć tak wielu osobom, istotne jest głównie to, że nie były to zwierzęta jak można sądzić po efektach działań. Mordu na tak szeroką skale dokonali zwykli, prości ludzie, którzy bez mrugnięcia okiem pozbawili życia kilku pokoleń Polaków.

     Sytuacje można bez wahania porównać do dnia w Katyniu czy Sobiborze, z tą małą różnicą, że mieszkańcom nie dano żadnych złudzeń, ani nie starano się ukryć faktu zbrodni przed światem. Mord na zawsze zostanie w naszej pamięci. Pomnik jest tego materialnym zaświadczeniem. Data, która widnieje na księdze do dnia dzisiejszego jest przesłaniem, by nigdy więcej nie doszło do podobnej sytuacji. Powinniśmy pamiętać i przede wszystkim uczyć się na błędach, bo jak stwierdził kiedyś Marek Bem zajmujący się historią obozu w Sobiborze - nie możemy zaświadczyć, że podobne zdarzenie już nigdy więcej się nie powtórzy.

     Mijając miejsce, w którym skupia się cała historia miejscowości na myśl przychodzą mi jedynie słowa komedio-pisarza rzymskiego Plauta: "Człowiek człowiekowi bogiem,człowiek człowiekowi wilkiem, człowiek człowiekowi człowiekiem". Strasznie ciężko stwierdzić kiedy zacierają się granicę naszego człowieczeństwa. Wierzchowiny na zawsze pozostaną dla mnie niezbadaną tajemnicą, ale również miejscem, gdzie rozpacz zatoczyła szerokie koło.

(Więcej na ten temat)

Autor: Agnieszka Wierzchoś