Nasz Facebook Google plus Twitter

niedziela, 24 listopada 2013

Masz talent

 
 Opierając się na znanej wielu przypowieści o talentach, pozwolę wyjść sobie z założenia, że każdy człowiek owy, jeden choć talent dostał. Jak niesie puenta opowieści - dar, jaki otrzymaliśmy z góry, choćby jeden i nieoszlifowany, przekazany został po to, by był mnożony. Ci, co oddali się jego rozwijaniu często jednak pozostają znani tylko w grupie najbliższych znajomych.




   Na przestrzeni lat powstało wiele programów i show telewizyjnych zbierających ludzi, którzy wierząc w swoje umiejętności i chcąc osiągnąć sukces rzucają swój talent na szalę ze zdolnością domniemanie obiektywnej oceny medialnych jurorów. Czy jednak takie programy gwarantują sukces? Zapewniają wieczną sławę? Faktyczne, ponadczasowe uznanie? Po co istnieją naprawdę? Dla promowania ludzi zdolnych, czy podtrzymywania oglądalności programów TV, która spada za sprawą video-serwisów internetowych? Przyjżyjmy się temu bliżej.

   Ludzie lubią cyrk. Widowisko. Tak było od zawsze. Panem et circenses! - rzekł kiedyś Juwenalis. Czy jest lepszy sposób na ratowanie oglądalności, niż zaserwowanie tak cyrkowego show jak Mam talent! ? Przykładowo, program ten w swojej szczytowej formie zyskiwał 6 704 752 widzów (5 grudnia 2009). Całkiem niezły wynik jak dla stacji telewizyjnej. Na teraz. Jak to się jednak ma dla uczestników?

  Uczestnicy mają świetną promocję medialną. Co prawda, służącą lepiej stacji niż im samym. Jeżeli jednak prowadzą swoją działalność, a program to nie ich ostatnia karta, to korzystają z szansy na rozgłos dla własnego projektu i rzeczywiście może im to pomóc. Bo idą po pozytywną reklamę. Inaczej jest z tymi mniej lub bardziej utalentowanymi, którzy poza zapełnieniem show swoim lepszym lub słabszym występem zyskują niewiele lub prawie nic. Chyba, że biorą sobie sam występ telewizyjny w poczet własnych osiągnięć.

  Jak można obiektywnie porównać ze sobą mistrzów wybranych dwóch sztuk? Kogo sztuka, kogo talent jest lepszy? Pod jakim kątem zostanie ceniony? Z pewnością spektakularności. Kto go oceni? Poza celebryckim jury, inni ludzie z prawdopodobnie niewielką wiedzą o artyźmie.

  Twórcy nowego show na wzór Got talent! ruszyli ambitniej. 12 grudnia w hollywoodzkim klubie Florentine Garden ruszyło literackie reality show Literary Death Match, które we wzniosłym zamyśle ma promować literaturę. Szkoda, jednak, że jedyne co zdziała, to pobudzi ewentualnie do jej pisania, a nie czytania. Zapowiada się potok grafomanii. Show to istny pojedynek na prozę, którego uczestnikami są… no właśnie, kto? Pisarze? Czy jakikolwiek pisarz stał się pisarzem za sprawą jury, czy telewizyjnego programu? Nie? No to teraz się stanie.

    Za to ja nie jestem w stanie wyobrazić sobie, czy jakiemukolwiek literatowi przeszłoby przez głowę, aby umieścić podobny motyw w swojej książce. Z resztą, byłaby to wtedy fikcja, tymczasem to się właśnie teraz dzieje, naprawdę!

    Osobiście nie mam nic do startowania w tego typu programach. To prywatny wybór każdego z nas. Oczywiście, że można to dobrze wykorzystać. Gdy jednak role się zamieniają i samemu jest się wykorzystywanym, mały to zysk z bycia na ekranach przez te "swoje 5min". Szkoda mi ludzi, którzy myślą, że swój talent trzeba sprzedać, aby zrobić z niego użytek i wciąż nieświadomych tego, że tak naprawdę go zakopują. Cóż bowiem media, szybka sława i sztuczny rozgłos mogą zrobić z tym, co w nas tak cenne i być może jeszcze do końca nie wykształcone?

Autorem zdjęcia jest Ronen Goldman


Autor: kdz
   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz