
Pamiętam twarze osób, które zostawiłem za sobą. Pamiętam też swoją własną, choć nie tak wyraźnie, jakby przez mgłę. Pamiętam miejsca, w których byłem i wszystkie zachody oraz wschody słońca, których byłem świadkiem. Wszystkie zlały się w jeden nieskończony cykl, łańcuch czy jakkolwiek zechcecie to nazwać. Nigdy nie zapomnę widoku Księżyca i jego srebrnej twarzy, gdy akurat był w pełni – mogłem wtedy policzyć każdą ciemniejszą plamkę na jego powierzchni. Pamiętam uczucia towarzyszące ostatniej nocy na Ziemi, popadające z jednej skrajności w drugą. Na początku był strach, później podniecenie - gdy nie mogłem się doczekać tego, co czekało mnie po drugiej stronie. Był też smutek za tym, co pozostaje w tyle. Było poczucie nieuchronności, nieskończoności i trudnej do określenia świadomości, że obliczu całego świata jestem wart niewiele więcej niż kurz, z którego otrzepuję kolana albo nic nie znacząca gwiazda pośród miliardów innych na sierpniowym niebie.
Z ostatniej nocy na Ziemi najlepiej pamiętam właśnie gwiazdy – połyskujące na niebie i nieruchome, zastygłe w swoim tańcu na ten jeden, jedyny moment. Moment, w którym życie jakie znałem do tej pory dobiegło końca. Pamiętam upadek – kiedy ziemia zlała się z niebem i utworzyła ciemność, w której tkwię do dzisiaj. Jednak coraz częściej dostrzegam pojedyncze rozbłyski światła, które nie ma zamiaru gasnąć. Rozpoczyna się nowe życie, nowa przyszłość, teraźniejszość i przeszłość – gwiazdy rodzą się na nowo.
Autor: eM
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz